Od kiedy tylko pamiętam moje paznokcie były bardzo kiepskie, łamliwe, rozdwajające się i oczywiście krótkie. Nie było szans żeby ładnie wyglądały. Przypuszczam, że po prostu moje paznokcie są słabe z natury. Nie wiem czym to było spowodowane, nie obgryzałam ich, nie traktowałam tipsami ani innymi żelami. Do czasu…
          Za małolata nie bardzo przejmowałam się moimi paznokciami, po prostu sobie były, żyły własnym życiem bez mojej ingerencji. Jednak w pewnym momencie zaczęłam zwracać na nie uwagę, było to jakoś chyba na początku liceum i zaczęłam smarować je drogeryjnymi odżywkami i nie mówię tutaj nawet o Eveline. Kupowłam najtańsze topy, bez nazwy którymi po prostu chroniłam płytkę paznokcia. Nie zajmowałam się za bardzo skórkami, nie moczyłam, no dosłownie nic. Wciąż się rozdwajały co 5 minut, łamały i nie dały zapuścić. Miałam w końcu tego dość i na szczęście miałam szansę coś z tym zrobić, bo nadarzyła się okazja, w której nie mogłam mieć brzydkich pazurków!
          Przyszedł taki moment w historii moich paznokci, który nazywał się studniówka i zamarzyłam o pięknych, długich, ładnie pomalowanych paznokciach. Udałam się więc do koleżanki, która nauczyła się w domu robić tipsy (źródło internetowe, fora itd.). Takim oto sposobem w 2007 (chyba! Matko… nie pamiętam w którym roku miałam studniówkę…) moje paznokcie były piękne, długie i twarde = miałam tipsy. Dość długo je nosiłam bo nieźle się trzymały, kiedy odrost zrobił się spory wróciłam do koleżanki, która zrobiła mi odnowę. Po kilku tygodniach paznokcie znowu zaczęły odrastać, odpadać więc postanowiłam się ich pozbyć. Co zrobiłam? Po prostu je odrywałam… Tak wiem, PORAŻKA. Paznokcie były poszarpane, w jeszcze gorszym stanie, więc zaczęłam je ratować. Tutaj już pojawiły się odżywki Eveline, Wibo czy jakieś inne cudeńka. Owszem płytka się poprawiła, ale nie było rewelacji. Zanim paznokcie doszły do siebie znowu zażyczyłam sobie tipsy (jestem BARRRDZO niecierpliwa, więc długie oczekiwanie na efekty mnie męczyło, chciałam już teraz i natychmiast mieć piękne, długie, twarde pazury!). Poszłam tym razem do innej koleżanki, która też w domowym zaciszu zrobiła mi tipsy za wino, szampana czy cokolwiek. 
          Taka historia z robieniem i ściąganiem tipsów, potem uzdrawianiem ich i znowu robieniem tipsów dość długo trwała, aż dostałam swoją własną upragnioną lampę UV! Wtedy zaczęłam robić to sama… Było to o tyle komfortowe, że sama mogłam paznokcie sobie poprawiać, utwardzać tyle ile trzeba i naprawiać ewentualne szkody. Jednakże w zakątkach mojego umysłu pojawiała się myśl, że chciałabym jednak aby moje naturalne paznokcie były takie piękne jak tipsy. Postawiłam więc na przedłużanie żelem (WTF?!). Okazało się jednak, że mam niesamowite uczulenie na jakiś składnik. Wyskoczyły mi swędzące bąble i czerwone, gorące plamy nie tylko na rękach (dekolt, twarz, ramiona), było tak źle że musiałam iść do dermatologa. Pytał czy maczałam ręce w chemikaliach, absolutnie nie powiązałam faktów. Dostałam zastrzyk w pupę… po którym prawie zemdlałam i byłam biała jak ściana (jak nie bardziej według mojej mamy). Niestety nie była to dla mnie nauczka i szukałam żelu, który mnie nie uczuli. Niestety (a w sumie stety) takowego nie znalazłam.
          Paznokcie więc zaczęłam leczyć, aby odbudować bardzo zniszczoną płytkę paznokci. Trwało to bardzo długo, dopiero teraz moje paznokcie jakoś odżyły (w miarę), ponieważ zawsze wolno rosły to i tym razem im się nie spieszyło. Ciągle męczę się z rozdwajaniem (w sumie tylko z tym), które na szczęście (!) bardzo rzadko się już pojawia. Zdarzają się niestety takie incydenty, ale przecież każdej z nas coś takiego się zdarza nawet przy mocnych i twardych paznokciach.
          Jakie moje paznokcie są teraz? O wiele twardsze, dużo trudniej jest mi je „wygiąć”, rosną troszkę szybciej, biała końcówka jest nieznacznie bielsza niż na początku (chociaż wydaje mi się, że kieeeeedyś była bielsza), dużo mniej się rozdwajają, są grubsze i zdecydowanie twardsze. Nie mam już takich problemów z pękaniem, mogę bez problemu nosić lakier przez kilka dni bez martwienia się, że płat paznokcia odejdzie razem z lakierem (co niedługo po zdjęciu tipsów miało miejsce dość często) i przede wszystkim w końcu mogę doprowadzić je do jakiegoś kształtu i długości.
          Czym doprowadziłam moje paznokcie do jako takiego stanu? Przede wszystkim odżywkami Eveline, początkowo były podstawą mojej walki. Odżywka z diamentem, 8w1, Hail Theramy i przyspieszająca wzrost. Właściwie wszystko na zmianę i naprawdę moje paznokcie się poprawiły. Znacznie! Wiem, że te odżywki zawierają szkodliwy na dłuższą metę Formaldehyde, ale zazwyczaj staram się od jakiegoś czasu robić przerwy w malowaniu tymi odżywkami. Ponadto od miesiąca używam w miarę regularnie olejku rycynowego również na paznokcie i wprowadziłam w czerwcu odżywkę Regenerum (szykuję dla Was osobny post o niej, także cierpliwości). Jednakże chciałam wypróbować coś nowego, zaczęłam więc szukać czegoś sprawdzonego, polecanego i przede wszystkim skutecznego. Po wieeeeelu przeczytanych recenzjach, po wielu rozmowach i wyczytanych artykułach na stronach kosmetycznych postawiam na Nail Tek Intensive Therapy.

         Jak mówi producent jest to odżywka do cienkich, rozdwajających się, miękkich i słabych paznokci (czyli dokładnie takich jak moje). Jej celem jest przede wszystkim poprawa kondycji paznokci, złączenie warstw paznokcia, zapobieganie ich rozszczepieniu. Ponadto producent obiecuje, że odżywka ta wzmocni, pogrubi i utwardzi paznokcie. Na to właśnie liczę, bo pomimo że moje paznokcie są dużo lepsze niż parę miesięcy temu, to nie są jednak idealne. Nail Tek mamy stosować od 4-6 tygodni w zależności od tego jak szybko rosną nasze paznokcie. Kiedy wyrośnie nam wzmocniona twardsza płytka producent radzi zastosować odżywkę Maintance Plus I, czego ja nie mam zamiaru robić. 
          Odżywkę mamy stosować codziennie, w pierwszej warstwie jako bazę. Na nią bez problemu możemy położyć lakier kolorowy i następnego dnia położyć kolejną warstwę Nail Teka. Powinniśmy tak robić przez 6 dni codziennie. Potem zmyć całość i wszystko zacząć od początku. Ja to jednak troszkę zmodyfikuję, ze względu na zawartość tego czegoś niedobrego dla paznokci, będę owszem nakładać tak jak każą codziennie, jednakże będę zmywać całość po 3, 4 dniach. Będę wtedy smarować paznokcie olejkiem rycynowym, smarować Regenerum i co jakiś czas moczyć w oliwie z oliwek (dopiero to wprowadzam). Chcę uniknąć negatywnych efektów ubocznych typu odchodzenie paznokcia od skóry, głębokie pęknięcia, rozdwajanie (któremu notabene ma zapobiec…).
          Myślicie, że przy tak niewielkiej modyfikacji uda mi się osiągnąć upragnione długie, zdrowe paznokcie? Czytałam wiele wpisów potwierdzających działania Nail Teka i bardzo chciałabym być kolejnym przykładem jego pozytywnego działania. 
          Chcę pokazać Wam teraz stan wyjściowy moich paznokci na dzień 26.06.2013 (wtedy zrobiłam zdjęcie), żeby mieć do czego porównać po kilku tygodniach. 26 czerwca jest również datą początkową rozpoczęcia terapii. Muszę jednak zaznaczyć, że wczoraj tj. 30.06.2013 paznokieć na palcu wskazującym prawej ręki niestety trochę mi się rozdwoił i aktualnie jego długość ledwo sięga końca palca (nie wiem jak inaczej opisać długość tego paznokcia).
lewa ręka
prawa ręka
          Absolutnie nie planowałam takiej długiej notki! Wyszło mi to bardzo spontanicznie, złapała mnie wena i uwierzcie mi, że całość napisałam praktycznie bez żadnej przerwy (co rzadko mi się zdarza, zazwyczaj kilka razy odchodzę od komputera w trakcie pisania notki ;P ). Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe i gratuluję wszystkim, którzy dotrwali do końca!
Używałyście odżywkę Nail Tek? Jak się u Was sprawdziła?