Nie wiem czy coś jest ze mną nie tak, czy ja po prostu nie wiedziałam o istnieniu różnych sposobów na pielęgnacje, ale maski do twarzy nigdy nie gościły w moim życiu zbyt często. Kremy w sumie też nie, ale one jakoś zawsze się przewijały. W przeciwieństwie do masek, które stosuję od bardzo niedawna.
          Dwa tygodnie temu w moje ręce trafiła algowa maska arbuzowa od Bielendy z serii profesjonalnej, którą otrzymałam od Darii w ramach współpracy z C.M.C cosmetics hurtowni kosmetyki profesjonalnej. Długo zabierałam się do zrobienia relacji z jej zastosowania bo ciągle nie miałam światła pracując lub mając zajęcia do popołudnia. Dopiero wczoraj udało mi się znaleźć czas na przygotowanie maski i obcykanie jej zastosowania. Efekty mojego mini eksperymentu możecie „podziwiać” poniżej.
          Na wstępie wspomnę, że ja nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z maską algową, była to dla mnie absolutna nowość i nie do końca wiedziałam jak się do tego zabrać… Pierwsza próba niestety zakończyła się niepowodzeniem gdyż maska za długo stała w misce i po prostu się zeszła, stężała i nie miałam jak nałożyć je na twarz. No cóż.. Człowiek uczy się na błędach, wpisałam więc sobie w google o co chodzi z tymi maskami algowymi i po chwili już wiedziałam co należy robić…
maska-algowa
          Maska znajduje się w foliowym opakowaniu, szczelnie zamkniętym do którego nie dostaje się powietrze, ani żadne inne składniki. Kolor tej maski początkowo jest bardzo blado różowy i pachnie niesamowicie arbuzowo! Wręcz nie da się temu zapachowi oprzeć, na taki zapach liczyłam i taki dostałam.
maska-algowa
     
          Proszek należy zmieszać z 40g wody, jako że jednak miałam problem z odmierzeniem takowej ilości (mam dziwną miarkę) dałam wody na oko  za drugim razem kiedy już wiedziałam jak maskę zastosować. Po wymieszaniu otrzymujemy gładką konsystencję, którą nakładamy na twarz w dość grubej warstwie, ja tam sobie nie żałowałam i poleciałam nawet na szyję.

maska-algowa

          Po nałożeniu  zrobieniu zdjeć w trakcie – uwierzcie mi, było śmiesznie – maska zaczęła tężeć i ścinać się na twarzy. Towarzyszyło temu bardzo przyjemne uczucie ściągania, miałam wręcz wrażenie, że mam gips na twarzy bo skóra była mocno ściągnięta. Ja bardzo lubię takie odczucia w trakcie stosowania masek, więc dla mnie bardzo fajnie i w dodatku ten cudowny zapach!

maska-algowa

          Wybaczcie mi tą powagę na tych zdjęciach powyżej, ale mówię Wam, GIPS! Nie mogłam właściwie się nawet uśmiechnąć. Strasznie śmieszne uczucie, choć jak dla mnie całkiem przyjemne.

maska-algowa

          Najwiecej zabawy oczywiście zajęło mi ściąganie maski, co robi się jednym plastrem. Oczywiście mi się to nie udało i maskę ściągałam trzema częściami, aczkolwiek towarzyszyło temu wiele śmiechu. Jestem przekonana, że ta maska algowa nie będzie moją ostatnią, bo poza piękną skórą gwarantuje świetną zabawę! 😉 To co zostało z mojej maski jest poniżej, jak widzicie jest jej sporo.

maska-algowa
          Jakie wrażenia po zastosowaniu maski? Generalnie nie odczułam jakiejś znaczącej poprawy, jakiegoś wrażenia wygładzenia czy coś w tym stylu. I to nie jest tak, że maska nie zadziałała tylko ja chyba ni bardzo umiem określić zmiany na skórze twarzy, nie mam jeszcze wprawy. Aczkolwiek skóra była miękka i przyjemna w dotyku, bez żadnego wysuszenia, wręcz przeciwnie. Niestety zapach się na skórze nie utrzymuje, aczkolwiek i tak jest czarujący i czuć go w trakcie stosowania maski.
          Jak dla mnie maska jest bardzo fajna, świetnie się sprawdza i na pewno będę ją stosować częściej jeżeli tylko będę miała taką możliwość i Wam też radzę, bardzo fajna sprawa na domowe zabiegi SPA! 🙂