Generalnie klasyczne smoky eyes zachowane jest zazwyczaj w jednej kolorystyce, ale kurcze od czegoś mamy wyobraźnie i nabyte umiejętności, więc warto je wykorzystywać! Ja któregoś dnia miałam ochotę na coś turkusowego, ale obawiałam się że w samym turkusie będę wyglądać kiepsko, postanowiłam więc dodać trochę czerni. Poniżej możecie zobaczyć efekty mojej zabawy.

Turkus to cień z paletki Glazel, którą kocham całym sercem chociaż jej techniczne wykonanie to jakaś porażka, ale o tym w osobnym poście (tak wiem, od dawna obiecuję, a tu nic, ale wpis pojawi się na pewno tylko muszę znaleźć czas). Czerń to pojedynczy cień od Haen, najlepsza czerń jaką miałam do tej pory. Przy rozcieraniu praktycznie w ogóle nie traci pigmentacji i prawie wcale się nie osypuje, co jest mega zaletą tego cienia bo z czerniami się ciężko pracuje. Twarz wykończyłam podkładem Rimmel Stay matt, który ostatnio ciągle męczę i oczywiście bronzerem ➥ The balm bahama mama i różem tej samej firmy down boy. 

Dla mnie to przyjemny makijaż na wyjście ze znajomymi czy na jakąś imprezę lub po prostu spotkanie. Chociaż ja nie miałabym oporów żeby pójść tak na zajęcia (i chyba nawet poszłam xD) albo do pracy – chociaż wiem że to za mocny makijaż w te miejsca. Nie mniej jednak ja się dobrze w takich czuję i często mi się zdarza dodawać mocny kolor i czerń do moich makijaży.

Jak Wam się podoba? Do jakiej okazji mogłybyście tak zostać pomalowane?