Oczywiście trochę później, ale ważne że w ogóle (ostatnio brak czasu nie daje mi możliwości tak częstego pisania, ale taką pracę kocham!) chciałabym Wam powiedzieć kilka słów o moich sierpniowych ulubieńcach czyli produktach, które polubiłam i używałam baaaardzo często. Muszę jednak przyznać, że będzie tutaj pewna… hierarchia. Od najbardziej po mniej lubiane, ale jednak ulubione (maślane masło, tak!). W każdym razie dziś pokażę Wam poza kosmetykami pędzel, który skradł moje serce i zapach od którego się ostatnio uzależniłam… Jeżeli jesteście ciekawi co w tym miesiącu gościło u mnie najczęściej i fajnie się sprawdziło, zapraszam na post!

          Tak jak zapowiedziałam na wstępie w tym miesiącu napiszę o moich ulubieńcach w hierarchii od najbardziej ulubionego do tego ulubionego, ale już troszkę mniej. Nie przedłużając więcej: lecimy, zaczniemy od kosmetyków…
Pomadka MAC Craving – w sumie to jestem trochę gapa, bo nie przygotowałam Wam swatcha żadnego, ale pojawi się w wielu makijażach i w osobnym poście, gdzie pokażę Wam dokładnie jak wygląda kolor. Jest to ciepła lekko rozjaśniona śliwka, która daje przepiękny efekt na ustach. Zakochałam się jak tylko ją zobaczyłam i wylądowała już nie tylko na moich ustach. Jest to jeden z takich kolorów, które współgrają z czerwienią wargową i dopasowują się do ich odcienia, w związku z tym na każdych ustach wygląda nieco inaczej, w związku z tym jest szczególnie wyjątkowo. Świetnie się trzyma i właściwie ciężko mi powiedzieć coś więcej poza tym, że jest po prostu genialna. Od kiedy ją mam ciągle gości na moich ustach!
Paint pot MAC soft ochre – jest to generalnie cień w kremie, który ma odcień… mojej skóry. Jest twardy, mocno matowy i genialnie podbija kolory cieni dodatkowo je utrwalając. Ma strasznie śmieszną konsystencję bo początkowo jest miękki, ale nałożony na powiekę robi się tępy, co jednak nie utrudnia blendowania cieni. Rewelacja jak dla mnie i jestem przekonana, że ten produkt na stałe będzie w moim kufrze, choć myślę że kolejne opakowanie dopiero sprawię sobie za rok, bo sprawia wrażenie mega wydajnego. Uwielbiam od pierwszego użycia.
Bottom lash mascara CLINIQUE – tusz przeznaczony do dolnych rzęs, wodoodporny, gumowaty, który świetnie rozczesuje rzęsy i dociera nawet do najmniejszych, najdelikatniejszych rzęsek. Świetnie się trzyma, nie kruszy, nie rozmazuje. Malutka szczoteczka sprawia, że rzęsy naprawdę są bardzo dokładnie pomalowane. Jestem na tak, a szczoteczka na pewno ze mną zostanie!
Cień do powiek MAC Vanilla – bardzo uniwersalny, matowy ale jednak lekko satynowy cień bazowy. Idealny do rozjaśnienia powieki, jako przejścia w blendowaniu. Uwielbiam go bo ma wyjątkowe wykończenie i pasuje do każdego odcienia skóry. Rewelacja i na pewno MUST have! Kompletnie się nie osypuje i nie znika z powieki w ciągu dnia, nie roluje się. Cudo!
Gel eyeliner Maybelline – po raz kolejny w ulubieńcach od kiedy znalazłam do niego świetny pędzel, jestem na tak i używam go na co dzień jak mam ochotę na kreskę. Wciąż sprawdza się świetnie!
          Teraz chcę Wam wspomnieć o zapachu, który mnie totalnie porwał i mimo iż ma lekko słodkawą nutę uwielbiam go i mogę palić codziennie, co dziwne bo długo leżał i czekał na swoją kolej. Pędzel natomiast to dla mnie nowość, która całkowicie zmieniła mój sposób nakładania podkładu!
Pędzel Zoeva 103 – kupiłam go ze względu na sporo pozytywnych opinii, zachęcona samymi zachwytami nad pędzlem skusiłam się i ja. Nie żałuję! Daje genialne wykończenie KAŻDEGO podkładu na buzi, nie robi smug i w większości sytuacjach nie wymaga poprawek palcami, co przy pędzelku języczkowym jest zazwyczaj konieczne. Nie wsiąka podkładu jakoś nadmiernie i przyjemnie bezproblemowo się go myje. Must have w moim kufrze!
Yankee Candle Garden Sweet Pea – jak go opisać? Świeży, lekko słodki, delikatnie, bardzo delikatnie kwiatowy. Taki… wyjątkowy! Naprawdę. Nie wiem dlaczego nie odpaliłam go wcześniej, bo jest to zapach, który pasuje właściwie na każdą porę roku. Fajnie się trzyma po zgaszeniu, nie jest duszący ani przytłaczający, delikatny ale jednak mocny. Taki… wyjątkowy! Jak jeszcze go nie paliłyście, polecam sprawdzić! Lekko przypomina mi Pink Sands, ale ma w sobie to dodatkowe COŚ, co sprawia że jest genialny!

          Całkiem sporo tych ulubieńców, ale już czuję, że kilka z nich będzie się notorycznie przewijać w następnych ulubieńcach, bo są to produkty tak świetne jakościowo, że ciężko ich po prostu nie lubić! Szczerze Wam powiem, że mimo wysokich cen warto zainwestować w niektóre produkty ponieważ ich jakość jest nie do zastąpienia (zazwyczaj).
Jak się mają Wasi sierpniowi ulubieńcy? 🙂