Nie muszę Wam chyba mówić, że jasne, cieliste cienie to podstawa każdego makijażu. Dają nam rozświetlenie, możemy za ich pomocą podkreślić brwi, pomagają w blendowaniu itd. Każda z nas, za pewne, ma swój ulubiony odcień. Ja dzisiaj chciałam Wam opowiedzieć nieco o kultowym już chyba cieniu Vanilla by MAC cosmetics. Jest tu ktoś kto go nie zna? Ja przyznam się, że długo go nie znałam, ale co rusz gdzieś się pojawiał. A to na jakimś blogu, a to na kanale YT… Na każdym kroku tylko vanilla, vanilla, vanilla… No i przecież musiałam go mieć. I wiecie co? Nie wyobrażam sobie teraz bez niego życia. Zaraz się dowiecie dlaczego!

         Ponieważ nie orientuję się w caaałym asortymencie, wykończeniach i wielkościach cieni MAC pominę ten fakt, coby nie mieszać ani Wam, ani sobie w głowie. Mój cień Vanilla jest cieniem matowym z maleńkimi, delikatnymi drobinkami, które bardzo, bardzo subtelnie odbijają światło. Jest to bardzo uniwersalny cień, pasujący właściwie do każdego odcienia cery. Jasny beż, bardzo neutralny, delikatny i cudownie wtapiający się w skórę.
          Świetnie się blenduje nie tracąc nasycenia, bardzo dobrze łączy się z innymi cieniami różnych firm. Nie osypuje się właściwie wcale, za co ooogrooomny plus. Ja w ogóle poza ceną nie widzę tutaj żadnych minusów. Trzyma się cały dzień, wygląda pięknie jako podbicie brwi, rozjaśnienie środkowej części powieki lub wewnętrznego kącika. No po prostu ach i och!

          Jedyna wada tego cienia, jak zresztą większości kosmetyków MAC to cena. Za cień w takiej formie jaką widzicie na zdjęciach, czyli w takim pudełeczku zapłacimy ok 75zł za 1,5g. Sporo prawa? Jednakże zważywszy jego wydajność jest to cień co najmniej na dwa lata, jak nie więcej. Więc właściwie w skali takiego czasu wychodzi niewiele, jednakże wiadomo: MAC niestety nie jest na każdą kieszeń. A szkoda.
         Właściwie to wszystko, ponieważ niewiele więcej mogę o nim powiedzieć. Uwielbiam go, jest podstawą mojego dziennego makijażu, używam go też na paniach, które maluję i cały czas świetnie się spisuje! Zresztą trafił do poprzednich ulubieńców (o ile mnie pamięć nie myli) więc nic w tym dziwnego!
Znacie ten cień? Lubicie?