Już końcówka maja, a ja jeszcze nie pokazałam Wam wykończeń z kwietnia, pora to nadrobić. W związku z tym, zapraszam Was dzisiaj na kwietniowe denko, a ponieważ jest tego sporo (jak zwykle ostatnio) to o każdym z produktów opowiem tylko w kilku słowach, nie ma co się za bardzo rozwodzić. Kilka produktów z dzisiejszego denka na pewno Wam chętnie polecę, ale  znajdą się takie, które na pewno odradzę. Jeżeli jesteście ciekawi jak wygląda moje denko i czym warto się zainteresować, a czym nie, to zapraszam na dzisiejszy post.

denko-blog

denko-blog
►   Co warto kupić z Balea?
►  10 pędzli Zeova, które warto kupić

          Muszę Wam się do czegoś przyznać, od jakiegoś czasu zauważyłam, że moje denka są dość spore, a nie zużywam kilku produktów tego samego typu, na raz. Staram się nie otwierać czegoś nowego, jeżeli nie wykończyłam poprzedniego opakowania. Jak się jednak okazuje, to i tak świetnie mi idzie zużywanie i przy okazji jestem bardziej systematyczna i świadoma tego, co posiadam i czego potrzebuje. Jeżeli jeszcze nie zajmujecie się denkiem, to naprawdę polecam, bo jest to naprawdę świetny sposób na poprawę systematyczności.

denko-blog
          Nie wiem ile razy przy denkowych postach już to napisałam, ale tradycyjnie zaczniemy od produktów do włosów. W kwietniu zużyłam drugie opakowanie wcierki Sapnics i mam wrażenie, że włosy ruszyły, ale stwierdziłam, że dokupię na teraz ze dwie buteleczki, żeby przeprowadzić dłuższą kurację i podzielić się z Wami opinią. Odżywka pokrzywowa ANNA jest moim stałym towarzyszem w pielęgnacji włosów i na pewno z niej nie zrezygnuje i jeżeli dobre pójdzie, niebawem pojawi się recenzja. Ochładzający kolor włosów Joanna Ultra Color system sprawił się bardzo… przeciętnie. Włosy jak miały rude prześwity, tak wciąż je miały. Dopiero jak zaczęłam używać gencjany i utrzymywałam efekt szamponem, wtedy dawał radę: włosy dłużej były chłodniejsze. Mandarynkowa odżywka z Balea, spisała się dobrze, ale nie wywołała na moich włosach efektu WOW, a szkoda. Więcej jej raczej nie kupię, wolę wersję oil repair, którą nie raz, nie dwa wychwalałam (tutaj recenzja).

denko-blog

          Do kolorówki dorzuciłam chusteczki do demakijażu beBeauty z Biedronki, które nadają się dobrze na wyjazd, czy do szybkiego zmycia makijażu, ewentualnie poprawek. Nie używam ich już tak często jak kiedyś, ale lubię mieć je pod ręką. Zużyłam kolejne opakowanie mojego ukochanego tuszu z Lovely, Pump up mascara i już mam zapas dzięki promocji w Rossmannie. Podobnie z resztą jeżeli chodzi o korektor z L’oreal Lumi magique, który też bardzo lubię, szczególnie w mixie z Collection Lasting perfection. Kolejnym wykończonym ulubieńcem była czarna kredka z L’oreala: mega napigmentowana, bardzo kremowa, zastygająca i bardzo trwała, głęboka czerń – miałam ją bardzo długo i zawsze ją lubiłam.. Nie polubiłam się za to za bardzo z bazą pod cienie z Lumene, która okazała się jedną wielką klejącą papką, która rolowała się na powiekach już podczas aplikacji, nie polubiliśmy się za bardzo. Sytuacja powtórzyła się  próbką matowej bazy z Zoevy, nie wiem czy była to wina, tego że próbka szybko wyschła, czy trafiłam na felerną, ale sama aplikacja była mało wygodna i produkt również szybko się rolował. Lakier do paznokci z Bielendy CC extreme doprowadził moje paznokcie do porządku, ale niestety ich nie utwardził, nie poprawił ich elastyczności, przez co wciąż się rozdwajają, choć widzę, że są odrobinę mocniejsze. 

blog-kosmetyczny

          W sekcji pielęgnacyjnej mam sporo próbek i właśnie od nich zacznę, ponieważ nie mam zamiaru rozpisywać się nad dwoma żelami pod prysznic, z kalendarza Douglasa. Myły, pieniły się, nie zachęcił do zakupu pełnowymiarowego opakowania. Perfumy Jette, z tego samego kalendarza mocno świeże, z podbiciem cytrusowym były całkiem okej, ale na dłuższą metę byłby dla mnie męczący, więc na pewno nie skuszę się na pełny wymiar. Będąc w Genewie, wzięłam próbkę kremu pod oczy avocado z Kiehl’s, która sprawiła że chcę kupić sobie pełnowymiarowe opakowanie i zrobię to, jak tylko wykończę krem z Murier. Jeżeli chodzi o próbeczkę perfum, to były to bodajże czarne Si, które bardzo, bardzo chciałabym w pełnowymiarowej wersji. Antyperspirant z Nivei, wbrew moim przypuszczeniom spisał się naprawdę bardzo, bardzo dobrze, nawet w wymagających sytuacjah. Serum kolagenowe BingoSpa na uda i pośladki kompletnie się u mnie nie sprawdziło i szybko je odstawiłam, przez co niestety przeterminowało się i musiałam je po prostu wyrzucić. Masła z Bielendy nie mogłam zużyć, męczyłam je i męczyłam, głównie dlatego, że miało konsystencję balsamu do ciała, a nie masła. Nawilżało, wchłaniało się średnio szybko, ale poza tym, że nawilżenie znikało już następnego ranka, kompletnie nic nie robiło z moją skórą. Różany peeling do ust Pat&Rub zapodział się w szufladzie z kosmetykami, przez co niestety jest to kolejny przeterminowany produkt, który musiała zużyć. Na szczęście zostało go na dwa, lub trzy zużycia, więc nie ma co żałować, bo był bardzo przyjemy w stosowaniu.

denko-blog
          W kwietniowym zestawieniu wypalonych wosków znajdują się same przyjemniaczki. Snuggles, to jedyny zapach z Busy Bee, który uwielbiam i mogłabym palić codziennie. Z Kringle Candle zarówno Mango jak i Grey zrobiły na mnie duże wrażenie, intensywne, przyjemne, ale świeże i otulające – jak najbardziej na tak. Gruszka z żurawiną to zapach raczej na jesienne wieczory niż wiosnę, czy lato, ale również bardzo przyjemny. Wild Sea Grass najnowszy zapach z limitki, który jest ciekawy, przyjemny ale niekoniecznie będę do niego wracać.
          Myślę, że to całkiem spore denko i cieszę się, że regularnie takie są, bo oznacza to że regularne zużywanie kosmetyków weszło mi już w nawyk. Jak się mają Wasze denka? Dajecie radę z systematycznymi wykończeniami?


PS. Przesyłam Wam serdeczne pozdrowienia z Jastrzębiej Góry, gdzie w ten weekend wraz z Alą bawimy się na Secrets of beauty!