Moje włosy nigdy nie wymagały ode mnie większej troski. Pomijając pielęgnację końcówek, która (jak się po latach okazało) mocno kulała, jednakże na długości włosy nigdy nie były wymagające. Niedawno zresztą potwierdziłam swoje przypuszczenia, że mam włosy niskoporowate o średniej grubości i gęstości, więc już wiem z czego to wynika. Dziś chcę przedstawić dwa produkty, dzięki którym moje mało wymagające włosy, wyglądają nieco lepiej niż normalnie. Ale czy to taki hit?

blog-o-wlosach
          Pamiętam ten moment, kiedy szampon i odżywka Timotei róża z Jerycha zrobiły furorę w blogosferze. Kojarzę mnóstwo postów i zachwytów nad serią, właściwie nie wiem dlaczego nie skusiłam się wtedy na żaden z tych produktów. Aaaa, wiem! Bo to był moment kiedy SLS, SLES itd. to było dla mnie zło najgorsze! Dobrze, że ten okres już minął i mam trochę więcej wiedzy w tym temacie.
          Aczkolwiek, jak w moje ręce trafiła seria róży z Jerycha od Timotei niezwłocznie zabrałam się do testów. Lubię łączyć ze sobą dwa produkty z tej samej linii, głównie jeżeli chodzi o włosy. Chociaż zauważyłam, że moje lubią konkretne produkty, nie zawsze z tej samej serii, ani nawet tej samej firmy. Ale tak jak wspomniałam we wstępie, nigdy nie musiałam mocno pielęgnować włosów, aby ładnie błyszczały. Jednakże w momencie, kiedy zaczęłam się interesować pielęgnacją, odkryłam zupełnie inny poziom połysku, blasku i gładkości włosów… Czy dzięki parze z Timotei udało mi się osiągnąć wyższy poziom?
blog-o-wlosach
          Przede wszystkim muszę wspomnieć o zapachu, który jak w większości produktów Timotei, jest bardzo przyjemny. Świeży, orzeźwiający i kosmetyczny, lekko cytrusowy czyli tak jak lubię. Cenowo też jest fajnie, bo każdy z tych produktów kupimy za mniej niż 10zł, zarówno w Rossmannie, Hebe jak i Super Pharm. Zresztą, Timotei można dorwać w każdym większym supermarkecie. Opakowania są bardzo standardowe, wygodne i poręczne, nie mam im nic do zarzucenia.
blog-o-wlosach

Szampon, Moc i blask róża z Jerycha – fajnie się pieni, dobrze oczyszcza i unosi włosy. Sprawia, że są lekkie (ale nie puszy) i sypkie, co ważne nie plącze jakoś strasznie włosów. Wydaje mi się, że jego wydajność jest całkiem fajna, bo już używam go dość długo, a mam jeszcze co najmniej połowę opakowania. Dobrze domywa oleje, nie obciąża włosów i są po nim lekko uniesione u nasady. Jak dla mnie jak najbardziej na plus. Nie zauważyłam podrażnienia skóry, ale ma w składzie SLS, więc posiadaczki wrażliwej skóry głowy, powinny uważać.

blog-o-wlosach

Odżywka, Moc i blask róża z Jerycha – niestety wydajność, w porównaniu do szamponu jest tragiczna, szczególnie przy tak długich włosach jak moje. Odżywka właściwie dobija już dna. Jednakże włosy po niej są mocno błyszczące, dobrze nawilżone i bardzo miękkie. Połączona z szamponem podkreśla efekt uniesienia (bo nie obciąża), dodaje blasku i sypkości włosom.
          W duecie sprawują się świetnie, osobno nie robią furory. Szampon jest całkiem przyjemny, bo fajnie domywa włosy, ale najfajniejszy efekt dają używane wspólnie. Sama w sobie odżywka nie robi żadnego efektu wow, po prostu… mam włosy jak zawsze. 
          Dużym plusem obu produktów jest to, że nie obciążają, a dodają włosom lekkości i pięknie się po nich sypią (a ja to uwielbiam!). Ładnie lśnią, są miękkie i gładkie, ale ja taki efekt osiągam po większości produktów. W związku z tym, moje włosy nie weszły na kolejny level, nie stało się z nimi nic nadzwyczajnego, choć duetu używało mi się bardzo przyjemnie. Jeżeli Twoje włosy są mało wymagające jak moje, na pewno będziesz zadowolona, ale ja znam produkty, które dają jednak lepsze efekty. Są piękne i lśniące, ale czy to taki efekt WOW jaki bym chciała…
Jak u Ciebie spisywała się seria róża z Jerycha?