Nie masz zielonego pojęcia jak szybko zabiło moje serce, kiedy na dziale kosmetycznym w Szczecińskim TKMaxie zobaczyłam z daleka pudełeczka z napisem „Too faced”. Nie zważając na ludzi pognałam do stoiska i capnęłam cokolwiek to było. Jak ochłonęłam, tętno wróciło do normy i mogłam normalnie oddychać, spojrzałam na małe pudełeczko w ręku. Okazała się to kredka do ust, Color Bomb, a nawet dwie! Dziś opowiem Ci naszą wspólną historię, która miała swoje wzloty i upadki już od samego początku…

Too-Faced
Too-Faced-color-bomb

          Te wydarzenia miały miejsce kilka miesięcy temu, pomadki nie raz wylądowały na moich ustach i dziś nadszedł moment, aby podzielić się opinią. Zanim jednak do niej przejdę, muszę wspomnieć o pewnym incydencie, który nastąpił zaraz po zakupie. Niestety, wbrew moim zachwytom nad kredkami, nie były to pozytywne doświadczenia…
          Pierwsze co zrobiłam po powrocie do domu, to nałożyłam kredkę na usta, jako pierwszą wybrałam Bigger Berry, która zachęciła mnie swoim śliwkowym, intensywnym kolorem. Jakie było moje zdziwienie, kiedy po kilku sekundach od aplikacji usta zaczęły mnie strasznie piec! Myślę sobie, o co chodzi?! Przecież to niemożliwe, żebym miała jakieś uczulenie, albo kredki były przeterminowane. Oczywiście zirytowałam się, wkurzyłam i już miałam oddawać kredki, kiedy przyszło mi do głowy aby o nich poczytaç. Zrobiłam research i okazało się, że kredki nie zbliżają się nawet do końca daty ważności, a efekt pieczenia ust to zamierzony efekt producenta… 

Too-Faced-color-bomb
          Kredki do ust Color bomb, Too faced to kredki, które poza kolorem mają za zadanie powiększyć usta! Mają w sobie opatentowaną plumping technology, która ma sprawiać, że po nałożeniu produktu na usta, delikatnie się one powiększą. Stąd wynik pieczenia i wrażenie podrażnienia ust zaraz po aplikacji. Kiedy wszystko było już jasne, moje obawy o przeterminowanie produktu lub uczulenie mogłam skreślić i spokojnie używać kredek. Wybrane przeze mnie kolory zdecydowanie bardziej wpasowują się w jesienne klimaty, a ponieważ jesień coraz bliżej, wtedy będę używać ich zdecydowanie częściej. Ale czy z taką przyjemnością jakiej oczekiwałam?
Too-Faced-color-bomb
Too-Faced-color-bomb

          Kredki Color Bomb mają standardowy dla tego typu produktów wygląd… Kredki. Produkt wysuwa się za pomocą złotej końcówki, kształt nie jest może najwygodniejszy, ale spokojnie można dokładne pomalować usta. Wizualnie kredki Color Bomb są bardzo ładne i dodatkowo wygodne w obsłudze. Kolory też są bardzo intensywne i jak już przeżyjemy pieczenie, to mają bardzo przyzwoitą trwałość. Bez jedzenia oba kolory trzymają się ok 3-4h bez większych poprawek, co wydaje mi się niezłym wynikiem. Niestety dla mnie efekt pieczenia czasami jest nie do przeskoczenia… Jest to tak nieprzyjemne i intensywne, że odechciewa się używać tych kredek. Może na każdego zadziała inaczej, ale na moich ustach nie jest to nic przyjemnego. To uczucie trwa coś około minuty, ale jest naprawdę mocno odczuwalne, nawet jeżeli zmyję kredkę zaraz po aplikacji. A najgorsze jest to, że usta robią się mocniej czerwone i okolica w okół, również robi się delikatnie różowa – coś okropnego!
Too-Faced-color-bomb

Too-Faced-color-bomb

          Choć kolory bardzo mi się podobają, trwałość tych kredek też jest naprawdę fajna, to mocno odrzuca mnie uczucie pieczenia ust, a w efekcie wcale nie są one większe! Albo ja tego nie widzę…  Mam wrażenie, że usta są delikatnie opuchnięte od tego dziwnego podrażnienia, ale różnica jest naprawdę minimalna. Czy warto wydać 25zł (w TKMaxxie, normalnie kosztują coś ok 80zł bodajże) i męczyć się z pieczeniem? Pozostawiam to Twojej ocenie, ja często wybieram po prostu coś innego, choć są momenty kiedy mam ogromną ochotę na jeden z kolorów Color Bomb i wtedy przeczekuję ten nieprzyjemny moment i cieszę się pięknym kolorem.

Czy Color Bomb to kredka dla Ciebie?