W końcu nadszedł ten moment, kiedy trzeba rozliczyć się z denkiem. Wypadałoby opróżnić torbę z opakowaniami po kosmetykach, ile można je trzymać?! Znów z poślizgiem, ale jest! Denko września 2015 i bez obaw mogę powiedzieć, że jest znowu całkiem spore. Sama nie wiem jak to robię, że co jakiś czas (właściwie co drugi miesiąc) mam naprawdę duże denko. W każdym razie, jeżeli jesteś ciekawa jakie produkty wykończyłam we wrześniu i czy były godne uwagi, zapraszam na dzisiejszy post!

denko-blog

denko-blog

          Przede wszystkim muszę pochwalić się za to, że w końcu znalazło się coś z kolorówki! Może to nie do końca moja zasługa, bo puder jak i korektor często lądowały na twarzach modelek, ale mniejsza z tym. Wrzesień obfitował raczej w pielęgnacyjne zużycia i w związku z tym, zacznę od tej mniejszej, kolorówkowej grupy:
  • Rimmel, 1000 kisses lip tint – mój odcień miał nr 400 i nazywał się Internal flame. Była to taka mocna, wpadająca lekko w brąz, z różowymi nutami brzoskwinia. W pewnym momencie bardzo lubiłam ten flamaster (nawet jest jego recenzja za czasów starej nazwy bloga: [klik]), ale od dłuższego czasu leżał nie używany i po prostu wysechł.
  • Smashbox, Halo Hydrating Perfecting Powder – świetny puder, o bardzo przyjemnej konsystencji miękkiego pyłku. Ładnie stapiał się ze skórą, dobrze trzymał makijaż i nie robił maski. Szkoda, że jest taki drogi, bo kupiłabym go ponownie.
  • Avon, aero volume mascara – tusz, który przez pewną chwilę bardzo lubiłam, ale jak zaczęłam testować nowości to poszedł w odstawkę i sięgałam po niego naprawdę rzadko. Był przyjemny, ale jak znalazłam swój idealny tusz, totalnie zapomniałam o tym. Recenzja [klik].
  • Collection, lasting perfection – korektor, który bardzo długo sprawdzał się w swojej roli, aż nie zaczęłam go używać jako baza pod cienie, gdzie spisywał się rewelacyjnie. Aktualnie mam sporo korektorów, więc nie planuję ponownego zakupy w tej chwili, ale na pewno kiedyś jeszcze do mnie wróci.
blog-kosmetyczny

          Wśród produktów do włosów też znalazło się co nieco i choć nie udało mi się we wrześniu wykończyć żadnego oleju (pracuję nad tym) to i tak idzie mi coraz lepiej. Przynajmniej w październiku znajdzie się jakiś olej, więc nie jest tak źle! Nie zmienia to jednak faktu, że we wrześniu wykończyłam #niewiemjużktóre opakowanie odżywki Nivea long repair i dla mnie jest ona totalnym hitem, ale o tym już wkrótce.
  • Nivea, long repair – odżywka ideał, moje włosy ją kochają i ja kocham je jeszcze bardziej po zastosowaniu odżywki. Pełna recenzja w przygotowaniu, wiec stay tuned.
  • Apteczka babci Agafii, aktywne serum na porost włosów – to również jest moje ente opakowanie, bo serum bardzo lubię i choć nie daje u mnie spektakularnych efektów, ale zawsze delikatnie popchnie ten przyrost i zahamuje wypadanie. Recenzja: [klik].
  • Kallos, placenta – przyjemna i treściwa maska. Choć nie wywołała na moich włosach efektu WOW jak wersja bananowa. Raczej więcej do niej nie wrócę, ale przydała mi się do robienia masek z gencjaną. Nic nadzwyczajnego.
  • Timotei, róża z jerycha – przyjemny, fajny szampon, który dobrze mył włosy. Chętnie do niego wrócę, chociaż pewnie wciąż będę szukać czegoś nowego i w efekcie sobie odpuszczę. W duecie z odżywką spisywał się bardzo dobrze. Recenzja: [klik]

blog-kosmetyczny

          W części pielęgnacyjnej również znalazło się kilka ciekawych produktów i w tym przypadku nie jeden z nich z pewnością zakupię ponownie. Część z moich wykończeń to zdecydowanie produkty godne uwagi i mogłabym je zaliczyć do kategorii must have, choć oczywiście nie wszystkie, niestety zawsze znajdzie się jakiś bubel.
  • Garnier, płyn micelarny 3w1 – wydaje mi się, że nie muszę o nim zbyt wiele mówić. Hit nie tylko wśród blogerek i wciąż mój ulubieniec. Jeszcze nie doczekał się recenzji, ale znalazł się w siódemce kosmetyków pielęgnacyjnych, które musisz mieć [klik].
  • Herome, extra strong – odżywka, która bardzo pomogła moim paznokciom, zrobiły się zdecydowanie mocniejsze, dłuższe i ładniejsze. Szkoda tylko, że po odstawieniu wróciły do poprzedniego stanu rzeczy… Będzie poprawka recenzji [klik].
  • Isana, zmywacz do paznokci – najlepszy jaki miałam, must have bez którego nie wyobrażam sobie pracy z moimi paznokciami. Najlepsza tanioszka na świecie.
  • Dove, gendle exfoliating – bardzo przyjemny, delikatny żel pod prysznic. Nie wywołał u mnie efektu WOW, ponieważ to zwykły żel pod prysznic. Do tych produktów rzadko wracam ponownie, bo wybór jest tak ogromny, że szkoda byłoby skupić się tylko na jednym produkcie.
  • Alva, maska do twarzy – to maseczka, którą wygrałam spory czas temu w konkursie, już nawet nie pamiętam jakim. Rzadko jej używałam bo miałam wrażenie, że mnie podrażnia. Za każdym razem miałam mocno zaróżowione policzki, skończyła się data ważności, więc maska powędrowała tam gdzie jej miejsce, czyli do kosza!
  • Syngren, chusteczki do demakijażu – okropne, najgorsze chusteczki do demakijażu jakie miałam. Bardzo ostre, mocno podrażniały oczy jak i skórę twarzy, kupiłam je na wyjazd i musiałam się przemęczyć parę razy. Nigdy więcej ich nie kupię, okropność!! 
  • Bath&body works, żel antybakteryjny – produkt który non stop nosiłam w torebce. Świetna sprawa na wyjazdy, szczególnie w pociągach i tego typu miejscach. Bardzo ładnie pachnie i szybko się wchłania, genialny. Mam w zapasie trzy buteleczki i jestem szczęśliwa!
  • Long4Lashes, odżywka do rzęs – nie zdążyłam jej wykończyć, bo data ważności dobiegła końca, a ja i tak pod koniec używałam jej jedynie do brwi. Niestety, jest to produkt do którego już nie wrócę ze względu na składnik Bimatoprost jaki posiada. Znalazłam idealną odżywkę, która genialnie działa na moje rzęsy [klik]
denko-blog
denko-blog

          Denko z września zbliża się już do końca, zostały mi tylko do omówienia wykończone zapachy. Wśród nich znalazła się kupiona bardzo spontanicznie w TKMaxx świeczka kokosowo melonowa (TAK! Kokosowo melonowa!), nieznanej mi firmy Botanica. Ponieważ zapach totalnie skradł mi serce wróciła ze mną do domu, bo mam za mało świeczek i wosków jakby ktoś się pytał. Pięknie i długo pachniała wypełniając pokoje cudownym, delikatnym aromatem. Wosk Kili Manjaro starts od Yankee Candle był bardzo mocnym, męskim, przyjemnym zapachem. Taki zapach określiłabym mianem seksownego, naprawdę bardzo przyjemny.
          Tak oto wygląda moje denko z września! Kilka hitów i kilka bubli, ale przy takiej ilości produktów, to chyba normalne. Wciąż staram się regularnie zużywać produkty, nie otwierając dwóch z tej samej kategorii i stąd moje denka są dość obszerne. Systematyczność pozwala mi kontrolować co mam, czego mi brakuje i co powinnam dokupić.
Czy Ty też starasz się zużywać wszystko systematycznie?

FACEBOOK | INSTAGRAM | YOUTUBE | TWITTER | SNAPCHAT:agwer_blog