Balm-Desert-theBalm

            Od dłuższego czasu zbierałam się do napisania recenzji tego produktu. Jeżeli jesteście blogerkami, wiecie w czym jest problem, kiedy macie gotowe zdjęcia, a brak weny na treść posta. Tak właśnie było w przypadku przygotowań do tekstu o Balm desert, the Balm. Zdjęcia miałam gotowe już dość dawno, a ponieważ jakiś czas temu Balm Desert powędrował do innej właścicielki, nadeszła pora aby zamieścić jego recenzję (póki pamiętam co chciałam o nim napisać). Nie wiem czy podobnie jak ja, i Wy śledzicie nowości jakie wypuszcza na rynek firma the Balm, ale kiedy w sprzedaży pojawił się bronzer, który miał spełniać też rolę różu – musiałam go mieć. Sprawdziłam swatche na zagranicznych stronach, poczytałam opinie innych blogerek, które już go miały i stwierdziłam: to jest to! Tym to sposobem, złożyłam zamówienie i kilka dni później, bronzer był już u mnie, a było to kilka miesięcy temu.

Balm-Desert-theBalm
          Nie od razu jednak przeszłam do testów, ponieważ z niewiadomych mi przyczyn, dość długo leżał w moim koszyczku z nowościami nietknięty i zapomniany. Nie wiem właściwie dlaczego, ale nie był to jeden z tych produktów, które musiałam otworzyć i zacząć używać od razu (a zdarza mi się to dość często). Kiedy jednak w końcu się do niego dorwałam, wcale nie wywołał u mnie okrzyków zachwytu czy radosnych skoków pod sufit. Ale zacznijmy od początku.
          Balm Desert od the Balm to bronzer, który ma być również jednocześnie różem. Jak zwykle zamknięty w ślicznym, kartonowym opakowaniu, zachwycał swoim wyglądem. Doskonałe wykonanie opakowania, jak i samego produktu zachęca, aby po niego sięgnąć. I co? I klops. Chociaż produkt ma satynowe wykończenie i dzięki temu wygląda na skórze bardzo ładnie, to niestety nie zachwyca kolorem. Bronzer, który ma imitować również róż, mocno się ociepla na policzkach, przez co daje efekt pomarańczowo/różowych policzków w negatywnym aspekcie. Można się było w tym wszystkim dopatrzeć czerwonych pod tonów, które podbijały bronzer i na skórze było to zauważalne – nie wyglądało to ładnie. Nie do końca było wiadomo czy to bronzer, czy to róż. Początkowo taki efekt bardzo mi się podobał, przenikanie kolorów i ładny, delikatny błysk. Wystarczyło nałożyć jedynie Balm Desert, odrobinę rozświetlacza i policzki gotowe. Zaczęłam jednak dokładniej mu się przyglądać i doszłam do wniosku, że to nie jest to.
Balm-Desert-theBalm
Balm-Desert-theBalm
           Kolor na moich policzkach jest zdecydowanie za ciepły i nie podobało mi się to, jak wyglądałam. Nawet jak łączyłam go z chłodnym rozświetlaczem (Lovely SILVER) to miałam wrażenie, że na moich policzkach są ciepłe, nieładne plamy koloru. Oczywiście sam produkt dobrze się blendował i miał piękne wykończenie, ale niestety odcień kompletnie do mnie nie trafił. Mocno podkreślał zaczerwienione policzki, z którymi borykam się od lat, więc doszłam do wniosku, że nie jest to produkt dla mnie. Balm Desert idealnie nada się do opalania skóry, delikatnego przyciemnienia ciepłych typów urody. Muszę przyznać, że świetnie sprawdzi się latem, kiedy będziemy chciały podkreślić swoją opaleniznę, ale szczerze? Wolę zrobić to chociażby Bahama Mamą [KLIK], która nie będzie dodatkowo podkreślać moich czerwonych policzków. 
Balm-Desert-theBalm
           Chociaż zamysł produktu jest fajny i na pewno nie jednej z użytkowniczek ułatwia życie, to do mnie kompletnie nie trafił. Dla mnie po prostu odcień wyszedł zdecydowanie za ciepły. Oczywiście, nie przeczę, że są fanki takich kolorów na twarzy – ja jednak do nich nie należę. Robi dobre pierwsze wrażenie, później przynosi już tylko rozczarowanie. Choć nie zmienia to faktu, że może którejś z Was, przypadnie do gustu. U mnie się nie sprawdził, w związku z tym znalazł nową właścicielkę.
Miałyście okazję pomacać sobie Balm Desert od theBalm?