blog-kosmetyczny

Po bardzo pracowitych kilku miesiącach, nadeszła pora na długo wyczekiwany urlop! Marzę o kilku dniach dla siebie, błogim lenistwie i regeneracji. Ale nie martwcie się, chociaż ja będę ładować baterie w Danii, nie pozostawię Was bez niczego. Na blogu, regularnie będą pojawiać się posty – tylko moje odpowiedzi mogą być nieco opóźnione. Ponieważ ostatnimi czasy intensywnie przygotowywałam się do tego wyjazdu, pomyślałam, że warto Wam pokazać moją kosmetyczkę na wyjazd.

kosmetyczka-na-wyjazd

Nie lubię zabierać ze sobą w podróż połowy szafy, a tym bardziej trzy czwarte mojej łazienki (do czego mam oczywiście tendencję). W takich przypadkach zawsze stawiam na absolutne minimum. Akurat podczas tego wyjazdu mamy takie szczęście, że jedziemy do przyjaciół, więc większość niezbędnych kosmetyków będzie na miejscu. Nie zmienia to jednak faktu, że kilka produktów chcę zabrać z sobą w mojej kosmetyczce i to właśnie o nich będzie dziś mowa.

Jak wspomniałam, na wyjazdach stawiam na minimum. Podkreślam to, ponieważ to moja zasada również dotycząca ciuchów. Przede wszystkim chodzi mi o to, że nie mam ochoty ciągnąc ze sobą małego słonia. Poza tym, lecimy samolotem więc wolałabym nie ryzykować powodzi z szamponu lub erupcji nowego kremu. Ponieważ nie jedziemy do hostelu, ani innego schroniska dla młodzieży (te lata już dawno minęły, nie ukrywajmy!), tak naprawdę wszystkie niezbędne rzeczy będziemy mieć na miejscu. Ponieważ moja przyjaciółka, podobnie jak ja, też ma fioła na punkcie kosmetyków nie muszę się martwić o wybór szamponów czy odżywek do włosów. Przypuszczam, że podobnie jak żeli pod prysznic, będzie ich miała co najmniej sześć różnych do wyboru. W związku z tym postawiłam głównie na kolorówkę i dwa (no dobra, trzy) kosmetyki pielęgnacyjne.

kosmetyczka-na-wyjazd

MIYA – myWONDERBALM, regenerująco-odżywczy krem z masłem shea. Produkty który jest całkowicie uniwersalny. Mogę go używać do twarzy, do rąk, łokci i nawet pięt (które, w przeciwieństwie do Olafa, mam). Ma konsystencje masła, pachnie absolutnie fantastycznie, bardzo szybko się wchłania i daje cudowne uczucie ulgi. Wybrałam go dlatego, że podczas podróży i zmiany klimatu moja cera na pewno delikatnie to odczuje. Postanowiłam więc zapewnić jej energetycznego kopniaka, a krem z MIYA świetnie się do tego nada. No i przy okazji będę mieć pod ręką krem. Do rąk.

RELASH – odżywki do brwi i rzęs. Ponieważ nie chcę przerywać kuracji aż na 10 dni, postanowiłam oba produkty zabrać ze sobą. Są małe, lekkie i poręczne, więc nie będą zajmować zbyt wiele miejsca w tej nieszczęsnej, małej kosmetyczce. Nie mogę dopuścić do tego, że podczas wyjazdu moje brwi i rzęsy będą pozbawione odżywienia. Jest to niedopuszczalne, więc odżywki z Realash lecą ze mną do Dani. A co!

kosmetyczka-na-wyjazd

blog-kosmetyczny

POJEDYNCZE CIENIE – w mojej kosmetyczce na wyjazd, znajdą się głównie kolory z Makeup Geek, ale znajdzie się miejsce na dwa gagatki z glamshopu. Nie planuję co prawda podczas wyjazdu kombinować z makijażem, w końcu nie zawsze muszę wyglądać jak gwiazda filmowa, ale mały zestaw postanowiłam zabrać ze sobą. Jakie kolory wybrałam? Oczywiście głównie nudziaki: Americano, Vintage, Latte, Tuscan sun, Cupcake, Curfev, Chit Chat, Kosmiczna Pieczarka i Rabarbar.

NARS blush – Deep throat, czyli przepiękny róż o równie pięknej nazwie. Ja nie wiem co ludziom do tego, jak nazywa się produkt, liczy się kolor! A ten jest fenomenalny. Uwielbiam go na co dzień, na wieczór, na powiece. Jednym słowem: wszędzie. Zresztą, już się nim zachwycałam w jego recenzji.


Too faced, foundation powder – Amazing Face w kolorze Vanilla Cream. Właściwie nigdy go Wam nie pokazywałam, ale to jeden z moich ulubionych pudrów (a właściwie podkładów w kamieniu, ale kto o tym pamiętał). Pięknie wyrównuje koloryt skóry, ma mocne krycie i jeżeli w ciągu dnia, mój nosek postanowi zwrócić na siebie uwagę niekontrolowanym błyskiem, Amazing Face świetnie sobie z tym poradzi. Na wiele godzin. Zawsze mam go ze sobą w torebce, więc nie może go też zabraknąć w mojej kosmetyczce na wyjazd.

MAYBELLINE, FIT me – matte poreless foundation. Początkowo miałam nie brać podkładu. Doszłam jednak do wniosku, że to dobry moment, aby go dokładnie przetestować. Nie długo myśląc, w mojej kosmetyczce i na niego znajdę trochę miejsca. Bardzo ładnie wygląda na buzi, nie daje płaskiego matu, a trzyma się nawet całkiem przyzwoicie. Czuję, że to może być naprawdę fajny podkład.

kosmetyczka-na-wyjazd

Wydaje mi się, że nic więcej nie będę potrzebować, poza podstawowymi produktami do pielęgnacji, które zapewnią nasi gospodarze (dzięki!). Poza tym, nawet jeżeli czegoś mi zabraknie to wiem, że Anka na pewno coś znajdzie. Albo pięć sztuk tego czegoś. Jadę więc na pełnym luzie i mam zamiar naładować baterię na następny rok i wiecie co? Nie mogę się już doczekać!

Był ktoś z Was kiedyś w Dani?


►  Orgasm vs. Deep throat
►  3 najpiękniejsze róże do policzków
►  Co to jest strobing?